Polskie zbiorowości emigranckie wczoraj i dziś - sto lat różnicy, ile podobieństw?

Grzegorz Babiński, Uniwersytet Jagielloński

Porównanie skutków dwóch największych w nowożytnych dziejach Polski fal migracyjnych jest przedsięwzięciem o tyle wdzięcznym, co karkołomnym. Wdzięcznym dlatego, że tak łatwo można wskazać na zasadnicze różnice i generalnie brak jakichkolwiek podobieństw. A karkołomnym dlatego, że porównywane fale są tak różne, odbywały się w tak diametralnie odmiennych warunkach politycznych, ekonomicznych i kulturowych, że w zasadzie jakiekolwiek porównania nie są metodologicznie uzasadnione. Mowa tu o emigracji z ziem polskich na przełomie XIX i XX w. oraz emigracji w dwóch ostatnich dziesięcioleciach. Poniżej podaję przykłady dotyczące tylko emigracji do Stanów Zjednoczonych. Przed pierwszą wojną światową była to fala największa, ale także dosyć różna od emigracji do innych krajów, zwłaszcza do Brazylii czy w głąb Rosji. Współczesna emigracja z Polski do USA w stosunkowo niewielkim stopniu różni się od emigracji do krajów europejskich.

Podobieństwo jest w zasadzie tylko jedno - obie fale emigracji spowodowane były przede wszystkim czynnikami ekonomicznymi. Być może wskazać można także na inną cechę wspólną - tak przed stuleciem, jak i obecnie migrujący za granicę wyjeżdżali nie po to, aby osiąść na obczyźnie na stałe, ale z zamiarem powrotu, choć nie bardzo wiadomo kiedy. No i trzecie podobieństwo - zarówno emigranci sprzed pierwszej wojny światowej, jak i współcześni utrzymywali i utrzymują szerokie kontakty oraz silne więzi z rodzinami i społecznościami, z których emigrowali. Ale widać tu już także bardzo istotne różnice. Emigranci z ziem polskich przed stuleciem stawali się na obczyźnie świadomymi swej tożsamości narodowej członkami narodu i obywatelami nieistniejącego wtedy państwa. Przemieniali się, może nie wszyscy, ale na pewno bardzo wielu - jak to ujął Jerzy Zubrzycki - z chłopów w żołnierzy sprawy narodowej. Emigranci współcześni, jak wykazał Michał Garapich (Ga-rapich 2009), zrywają w swych strategiach organizowania się i wchodzenia w społeczeństwa przyjmujące niemal całkowicie i powszechnie ze znanymi wcześniej wzorcami, które za „nacjonalizmem metodologicznym” określane były jako podtrzymywanie i rozwijanie silnych więzi narodowych i identyfikację z krajem pochodzenia. Jest to w znacznym zakresie spowodowane tym, że po roku 1989 po raz pierwszy w czasach nowożytnych emigracja z Polski ma charakter dobrowolnego wyjazdu ludzi z kraju wolnego i demokratycznego do krajów, które tak samo można scharakteryzować. Wyjazdy nie są ani ucieczką przed nędzą, ani przed represjami politycznymi. Wychodźcy nie czują na ogół, że muszą mieć (i z reguły nie mają) poczucie obowiązku szczególnej służby wobec narodu i kraju, z którego wyszli.

Trudno tu o jakąś wyraźniejszą gradację znaczenia różnic pomiędzy obiema falami emigracyjnymi. Zacząć wypada od stwierdzenia banalnego faktu, że emigracja sprzed stulecia była bardzo homogeniczna kulturowo i zawodowo. Wyjeżdżali głównie chłopi, bo chłopskie było niemal całe ówczesne społeczeństwo polskie. Oznaczało to istnienie niemal kontrastowych różnic kulturowych i cywilizacyjnych między polskimi emigrantami i społeczeństwami krajów docelowych, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych.

Współcześni emigranci nie przeżywają w takim zakresie, jak w przeszłości, szoku kulturowego i traumy związanej z przystosowaniem się do społeczeństw wyżej rozwiniętych, oferujących potencjalnie znacznie lepsze niż w kraju warunki bytu, ale bardzo odrębnych, a nawet obcych kulturowo. Generalnie stosunkowo wysoki poziom wykształcenia współczesnych emigrantów polskich, ich dobre wyposażenie kulturowe, możliwe dzięki rozpowszechnieniu się globalnej kultury masowej oraz uniwersalnych wzorów kulturowych, powoduje, że - przykładowo - dobrze znający przed wyjazdem język angielski Polacy mogą szybko poczuć się w Chicago lub jego okolicach niemal jak „u siebie”. 

Brak wykształcenia i przygotowania zawodowego pierwszej fali emigracji powodował, że wszyscy emigranci zaczynali od najprostszych prac fizycznych. Drugim powodem owego startu z niskiej pozycji była struktura amerykańskiego rynku pracy. Pierwsze pokolenie emigrantów pozostawało na ogół na dole drabiny społecznej. Ale już awans, przynajmniej ekonomiczny - choć na ogół w obrębie tej samej kategorii zawodowej „blue collar” - drugiego i następnych pokoleń, był niemal gwarantowany. Społeczeństwo amerykańskie, mimo kryzysów, aż do lat 1960. cechowało się wysoką dynamiką awansu społecznego, zarówno wewnątrzpokoleniowego, jak i międzypokoleniowego. W porównaniu z innymi zbiorowościami imigranckimi, Polonia amerykańska pozostawała dłużej w obrębie klasy robotniczej. Jednak i ta klasa przecież awansowała, zwłaszcza ekonomicznie. Nie występowało wtedy zjawisko opisywane współcześnie jako „brain waste” (Iglicka 2008) albo „blue collar with M.A.”. Zdobywający wykształcenie członkowie następnych pokoleń bez trudu znajdowali odpowiednie do wykształcenia zatrudnienie. Współcześni emigranci, lepiej przygotowani zawodowo i kulturowo, już w pierwszym pokoleniu wchodzą do średnich, a nawet wyższych kategorii społeczno-zawodowych.

Zdjecie 1. Statua Wolności. Źródło: Wikipedia.

W spisie ludności przeprowadzonym w USA w 2000 r. podawano liczbę 466,7 tys. osób urodzonych w Polsce. Razem z kategorią imigrantów nieudokumentowanych daje to zbiorowość ponadpółmilionową. Wśród osób przybyłych do USA po 1990 r. obywatelstwo uzyskało ok. 17 proc., a spośród osób, które migrowały w latach 1981-90, obywatelami USA było ok. 56 proc. Niemal pod każdym istotnym społecznie względem najnowsza imigracja z Polski różni się od tej sprzed stulecia. Przede wszystkim, wyróżnia ją stosunkowo wysoki poziom wykształcenia, zwłaszcza osób młodszych. Do szkół średnich lub wyższych uczęszczało ponad 50 tys. młodych ludzi urodzonych w Polsce, podczas gdy ogólna liczebność Polaków w przedziale wieku 15-24 lata wynosiła w roku 2000 niewiele ponad 47 tys. Oznacza to, że młodzież w tym przedziale wieku prawdopodobnie w całości uczyła się lub studiowała (liczba Polaków studiujących przekraczała 32 tys. osób), a dodatkowo studiowały także osoby nieco starsze. Poziom wykształcenia całej  zbiorowości osób urodzonych w Polsce był jednak nieco niższy niż poziom wykształcenia ogółu amerykańskiego społeczeństwa, ale nadal wyższy od średniego wykształcenia całej zbiorowości imigrantów w USA. Jeżeli natomiast uwzględni się tylko osoby w wieku 25-64 lata, to okaże się, że w 2000 r. imigranci z Polski nie różnili się pod względem wykształcenia od amerykańskiego społeczeństwa. Porównanie z imigrantami z innych krajów prowadzi do wniosków wielorakich. Polacy są zdecydowanie lepiej wykształceni niż imigranci z Meksyku, Wietnamu, a nawet z Włoch, ale ustępują wyraźnie wykształceniem takim grupom, jak Chińczycy, Indusi oraz imigranci z Anglii czy Rosji. Widoczny jest wyraźny wzrost poziomu wykształcenia Polaków w 2000 r. w porównaniu z latami 1990. i 1980. W 1980 r. ponad 40 proc. dorosłych imigrantów z Polski nie posiadało wykształcenia średniego, w 1990 r. odsetek ten zmniejszył się do ok. 26 proc., a w 2000 r. spadł do nieco ponad 17 proc. Proporcja osób z wykształceniem wyższym w tym samym okresie podwoiła się, od 15,1 proc. do prawie 34 proc. (Babiński 2009).

Warto podkreślić, że prawie 10 proc. Polaków zostało zakwalifikowanych jako samozatrudnieni. Jest to odsetek wyższy niż w całym amerykańskim społeczeństwie. Widoczne jest wyraźne zróżnicowanie pozycji społecznych zajmowanych przez Polaków w USA, co jest zrozumiałe, zważywszy, że jest to zbiorowość prawie półmilionowa, a jej członkowie przybywali do USA w różnych okresach. W latach 1980-2000 nastąpiły  bardzo istotne zmiany w tym zakresie, co jest widoczne zwłaszcza przy uwzględnieniu podziałów zawodowych wśród kobiet i mężczyzn. W trakcie tego dwudziestolecia struktura pozycji zawodowych zajmowanych przez mężczyzn urodzonych w Polsce prawie w ogóle się nie zmieniła. W wypadku najwyższych pozycji zawodowych nastąpił niemal nieistotny wzrost, z ok. 23 proc. do ok. 24 proc. W kategoriach pracowników fizycznych nastąpił także zaledwie lekki wzrost, z 55 proc. do 56,2 proc. Znaczące zmiany nastąpiły natomiast w charakterze zatrudnienia przybyłych z Polski kobiet. W 1980 r. odsetek kobiet o wyższych pozycjach zawodowych wynosił ok. 14 proc., w 1990 r. wzrósł on do ponad 19 proc., a w 2000 r. osiągnął prawie 29 proc. W tym samym okresie poziom zatrudnienia kobiet w kategoriach pracowników fizycznych spadł z 35 proc. do ok. 18 proc., przy niemal niezmiennych proporcjach zatrudnienia w kategoriach technicznych, administracyjnych i w sferze usług. Może to oznaczać, że mężczyźni, którzy po przybyciu z Polski podejmują prace fizyczne, pozostają przy tym charakterze zatrudnienia przez dłuższy czas, a często jest to ich jedyny zawód. Natomiast co najmniej połowa kobiet, które rozpoczynają pracę w kategoriach zawodów fizycznych, w niedługim czasie uzyskuje pracę wyżej notowaną i na ogół wyżej opłacaną. Mimo wyższych pozycji społeczno-zawodowych kobiety urodzone w Polsce zarabiają średnio wyraźnie mniej niż mężczyźni (w 2000 r. odpowiednio 26,3 tys. i 38,7 tys. dolarów rocznie). Roczny dochód gospodarstwa domowego imigrantów z Polski w roku 2000 nie odbiegał zasadniczo od średnich zarobków rodziny amerykańskiej (41,5 tys. dolarów rocznie w polskim gospodarstwie domowym i ok. 42 tys. w przeciętnym gospodarstwie amerykańskim). Wyższe były natomiast zarobki na głowę (per capita) - imigranci z Polski zarabiali 25,8 tys. dolarów, podczas gdy przeciętny Amerykanin otrzymywał 21,5 tys. dolarów.

Średnia wartość domu posiadanego na własność przez rodziny polskich imigrantów wynosiła ok. 162 tys. dolarów, co oznacza, że ich dom był o prawie 35 proc. więcej wart niż przeciętny dom amerykański. Ta stosunkowo wysoka wartość domów Polaków wynika z rozmieszczenia przestrzennego najnowszych polskich imigrantów. Nie tworzą oni stabilnych i odrębnych skupisk, typowych dla osadnictwa etnicznego sprzed 100 lat. Skupienia takie występują i są dosyć wyraźne, ale mają charakter przejściowy. W 2000 r. w obrębie Chicago City zamieszkiwało ponad 210 tys. osób, które deklarowały polskie pochodzenie. Ponad 140 tys. spośród nich było osobami urodzonymi w Polsce. Jest to największe skupisko imigrantów z Polski, a Chicago jest jedynym wielkim miastem amerykańskim, w którym w poprzednim dziesięcioleciu nastąpiło zwiększenie liczby zamieszkałych tam osób polskiego pochodzenia. Drugim skupiskiem pozostał Nowy Jork, zwłaszcza Greenpoint w Brooklynie, gdzie na przełomie tysiącleci przebywało (na ogół nielegalnie) 30-40 tys. przybyszów z Polski, i najbliższe okręgowi nowojorskiemu obszary stanu New Jersey. Zatem ok. połowa współczesnych imigrantów z Polski zamieszkuje obszary znane jako skupiska polonijne od ponad 100 lat. Nie są to jednak skupiska trwałe. Nie ma powtórki sprzed wieku, gdy ponad 70 proc. Polaków zamieszkiwało przez długie okresy zwarte skupiska polonijne w miastach. Obecnie niewielu polskich imigrantów mieszka tam dłużej niż kilka lat. Zdobywają lepszą pracę, więcej zarabiają i z reguły przenoszą się na bardziej zamożne przedmieścia, gdzie wartość domów znacznie przekracza średnią krajową. Można stwierdzić, że asymilacja strukturalna, czyli upodobnienie się struktury społeczno- -zawodowej polskich imigrantów do struktury całego amerykańskiego społeczeństwa współczesnych imigrantów z Polski w USA następuje bardzo szybko. Polacy nie powtarzają prawidłowości przystosowania imigrantów sprzed stulecia, którzy bardzo długo, w zasadzie przez pierwsze dwa pokolenia, w większości zajmowali pozycje na dolnych szczeblach amerykańskiego systemu stratyfikacji zawodowej. Różnica ta jest skutkiem innego, lepszego przygotowania współczesnych imigrantów do amerykańskich realiów i rynku pracy, ich wyższego wykształcenia oraz lepszej znajomości języka angielskiego. Trzeba jednak zwrócić uwagę na takie czynniki, jak zasadniczo różna struktura współczesnego amerykańskiego rynku pracy, który w niewielkim zakresie oferuje łatwo dostępne stabilne prace w zawodach nie wymagających wysokich kwalifikacji.

Nie wszystko wygląda współcześnie lepiej. Zahamowanie mobilności społecznej i zawodowej niemal we wszystkich społeczeństwach przyjmujących obecnie polskich imigrantów powoduje, że dalszy awans, w tym awans następnych pokoleń, wydaje się być raczej ograniczony. „Hourglass economy” oznacza kurczenie się ofert pracy w obrębie klasy średniej. Nieliczni znajdą drogę do awansu na wyższe pozycje zawodowe. Pozostali, a także ich dzieci, mogą być skazani na zajmowanie niższych pozycji w gorszych sektorach gospodarki.

Niewielkie jest obecnie zainteresowanie najnowszych imigrantów instytucjami i organizacjami utworzonymi przed laty przez poprzednie pokolenia polskich imigrantów oraz zaangażowanie w ich działalność. Ważną rolę odgrywają parafie rzymskokatolickie, ale ich funkcje są obecnie znacznie mniejsze niż przed dziesięcioleciami. Wzrosło za to znaczenie i zakres szkolnictwa polonijnego, zwłaszcza w Chicago.

Napływ kilkusettysięcznej zbiorowości najnowszych imigrantów z Polski nie przełożył się na wzrost liczby członków istniejących wcześniej organizacji polonijnych, zwłaszcza powstałych przed pierwszą wojną światową. Dane statystyczne przedstawione przez National Fraternal Congress ukazują stały, niemal niezmienny spadek członkostwa w tych organizacjach. Tempo tego spadku jest niemal niezmienne - wynosi od 0,5 do 1 proc. w skali roku. Oznacza to, że w sposób naturalny odchodzą najstarsi członkowie i nie przychodzą prawie wcale nowi. Jest to tendencja powszechna. Jak ukazał Robert Putnam, spada wszak także liczebność wszystkich organizacji dobrowolnych w amerykańskim społeczeństwie.

Istotne różnice pomiędzy obiema falami imigracyjnymi są widoczne w postawach współczesnych imigrantów z Polski wobec procesów integracji i asymilacji. Imigranci sprzed ponad wieku nie asymilowali się szybko i bezproblemowo ani też nie byli bezwzględnie do asymilacji przymuszani. Tworzyli odrębne społeczności, odbudowywali wiele form organizacyjnych i instytucji ze starego kraju. Jednak, aby nie pozostawać dłużej na uboczu głównego nurtu amerykańskiego życia, musieli wychodzić poza stadium wstępnej akulturacji. Anglokonformizm nie był przymusem, ale okazał się presją wystarczająco silną, aby spowodować niemal całkowite włączenie zbiorowości polskich imigrantów w amerykańskie społeczeństwo. Współcześni imigranci nie odczuwają prawie żadnej presji asymilacyjnej. Muszą przejść pewien stopień akulturacji, ale tylko taki, który umożliwia przystosowanie się do warunków życia w nowym społeczeństwie. Nawet przyjęcie obywatelstwa amerykańskiego nie musi oznaczać zmiany tożsamości narodowej. Współczesne społeczeństwo amerykańskie, a także społeczeństwa krajów Unii Europejskiej, stają się coraz wyraźniej społeczeństwami wieloetnicznymi i wielokulturowymi, w których kultury etniczne - w szerokim tego słowa znaczeniu - uzyskują status autonomiczny i trwały. Jest to najbardziej widoczne w wypadku grup odrębnych rasowo lub religijnie, ale w znacznym stopniu azjatyckich. Imigranci z Europy, w tym także Polacy, podobnie jak przed wiekiem, wpasowują się w nowe - ale jak przed wiekiem dla różnych grup dosyć podobne - wzorce przystosowania, a raczej braku pełniejszego przystosowania do coraz bardziej pluralistycznego etnicznie społeczeństwa.

Literatura
Babiński G. (2009). „Polonia w USA na tle przemian amerykańskiej etniczności”. Kraków: Oficyna Wydawnicza AFM.
Garapich M. (2009). Migracje, społeczeństwo obywatelskie i władza. Uwarunkowania stowarzyszeniowości etnicznej i rozwój społeczeństwa obywatelskiego wśród polskich emigrantów w Wielkiej Brytanii, [w:] Duszczyk M., Lesińska M. (red.), „Współczesne migracje: dylematy Europy i Polski”. Warszawa: Ośrodek Badań nad Migracjami, Uniwersytet Warszawski, s. 39-69.
Iglicka K. (2008). „Kontrasty migracyjne Polski. Wymiar transatlantycki”. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar.

Opublikowano w numerze specjalnym: Dodatek: / 36 Czerwiec 2012