Migracje w cieniu arabskich rewolucji
Gdy 17 grudnia 2010 r. Mohammed Bouazizi w akcie desperacji z powodu trudności ekonomicznych podpalał się przed ratuszem tunezyjskiego miasta Sidi Bouzid, nie miał pojęcia, iż swoim działaniem zapoczątkuje falę protestów, które radykalnie zmienią krajobraz polityczny Bliskiego Wschodu i państw Afryki Północnej. Choć jego akt miał charakter indywidualny, to jednak wiele osób dostrzegło w nim manifestację niezadowolenia z niedoskonałości systemowych, dzięki czemu szybko zyskał on wymiar ogólnospołeczny, a nawet przyczynił się do przebudowania scen politycznych w regionie.
Dotychczas radykalne zmiany na szczytach władzy zaszły jedynie w Tunezji, Libii, Egipcie i częściowo w Jemenie. Jednocześnie, w wyniku tych zmian wiele innych krajów w regionie zostało zmuszonych do wprowadzenia reform demokratyzacyjnych (np. Maroko i Jordania) albo choćby do zniesienia stanu wyjątkowego (np. Algieria i Syria). Zmiany dotknęły nawet Arabię Saudyjską, w której we wrześniu 2011 r. po raz pierwszy przeprowadzono wybory do samorządów lokalnych i obiecano, że w 2015 r. kobiety nabędą prawa wyborcze.
Równocześnie z transformacjami politycznymi następowały radykalne zmiany we wzorcach migracji w regionie. Niektóre z tradycyjnych krajów emigracji stały się czasowo krajami imigracji (np. Egipt i Tunezja - jako kraje przyjmujące uchodźców libijskich), a te, do których w ostatnich dekadach przybywały liczne fale imigrantów (np. Libia, Bahrajn), nie były w stanie okresowo realizować swoich polityk migracyjnych. Jeszcze na początku roku w europejskich mediach straszono napływem ponadmilionowej fali imigrantów z krajów dotkniętych protestami. Dziś widzimy, że te obawy były całkowicie nieuzasadnione.
Arabska Wiosna w krajach emigracji
Większość krajów arabskich dotkniętych falą demokratyzacji do początku 2011 r. stanowiły kraje emigracji. Ponad 20 mln obywateli krajów arabskich mieszka poza granicami swoich ojczyzn. Największymi krajami wysyłającymi, których od 5 do 20 proc. obywateli żyje za granicą, są Egipt, Jordania, Liban, Maroko, Palestyna, Syria, Tunezja i Jemen. Niektóre diaspory (np. marokańska i tunezyjska) w ciągu ostatnich 15 lat uległy podwojeniu. O wyborze miejsca docelowego migracji najczęściej decydowały: poziom zarobków, możliwości znalezienia pracy, warunki uzyskania pozwolenia na pracę oraz istnienie systemu atrakcyjnych świadczeń socjalnych.
Absolutnym liderem w rankingu emigracyjnym pozostaje Egipt, z którego, w ostatnich dekadach, w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków życia wyjechało prawie 3 mln obywateli. Zdecydowana większość egipskich emigrantów (70 proc.) znalazła pracę i nowe życie w Arabii Saudyjskiej i innych krajach arabskich, a pozostali - w Europie i Ameryce Północnej (w tej ostatniej szczególnie egipscy chrześcijanie - Koptowie). Ich transfery pieniężne stanowią ponad 5 proc. egipskiego PKB, co zdaniem Banku Światowego czyni z Egiptu największego odbiorcę tego typu przekazów na całym Bliskim Wschodzie. Nie jest to jednak jedyny sposób, w jaki diaspora wpływa na sytuację kraju, którego populacja od 1950 r. wzrosła aż czterokrotnie (z 20 do 80 mln). Według Eleny Ambrosetti, autorki książki „Egypte, l'exception démographique”, prawie milion egipskich emigrantów przesiąkniętych konserwatywnymi ideami wahabistycznej Arabii Saudyjskiej ma bardzo silny wpływ na społeczeństwo egipskie, w tym również na stosunkowo wysoki wskaźnik rozrodczości.
W przeciwieństwie do Egipcjan, Tunezyjczycy od momentu podpisania przez swój kraj porozumień o rekrutacji pracowników z Francją, Belgią, Holandią i Niemcami w latach 1960. preferowali kierunek północny. Obecnie szacuje się, że w Europie zamieszkuje prawie 85 proc. z ok. 700-tysięcznej tunezyjskiej diaspory, z czego połowa we Francji. Choć wiadomo, że wybuchu rewolucji nie sposób przewidzieć, to z pewnością na temat nastrojów społecznych w Tunezji bardzo wiele można było się dowiedzieć z sondaży dotyczących intencji migracyjnych prowadzonych wśród mieszkańców Afryki Północnej. Wynikało z nich jasno, że w ogromnym tempie wzrastała w ostatnich latach liczba osób chcących opuścić Tunezję. Przed piętnastoma laty o emigracji z kraju myślało ok. 22 proc. obywateli, podobnie jak w Egipcie i Maroku. Dziesięć lat temu już prawie co drugi Tunezyjczyk chciał opuścić swój kraj, a pięć lat temu myślało o tym już ponad ¾ społeczeństwa. Zamiar wyjazdu był w znacznym stopniu wyrazem niezadowolenia z panującego systemu władzy. Można zatem powiedzieć, iż rozpoczynając Arabską Wiosnę Tunezyjczycy wybrali zmianę systemu władzy w swoim państwie zamiast zmiany państwa.
Arabska Wiosna w krajach imigracji
Fala demokratyzacyjna z różnym natężeniem dotknęła także arabskie kraje imigracji. Największą liczbę imigrantów przyjmowały od lat bogate w surowce naturalne kraje Rady Współpracy Zatoki Perskiej, czyli Arabia Saudyjska, Bahrajn, Katar, Kuwejt, Oman i Zjednoczone Emiraty Arabskie. W ciągu ostatnich 60 lat ich populacja wzrosła ponad ośmiokrotnie (z ok. 4 do ponad 40 mln), głównie za sprawą procesów migracyjnych. W Kuwejcie, Katarze i Zjednoczonych Emiratach Arabskich obcokrajowcy stanowią większość - odpowiednio prawie 65, 70 i 80 proc. - populacji kraju. W początkowym okresie rozwoju państw Rady przybywali do nich przede wszystkim mieszkańcy innych krajów arabskich (w szczególności Egipcjanie i Jemeńczycy) i to oni stanowili większość imigrantów. W późniejszych latach fale imigracyjne uległy dearabizacji i coraz większą część nowo przybyłych zaczęli stanowić Azjaci. Stało się tak nie tylko w rezultacie obaw państw przyjmujących o rozpowszechnienie, szczególnie przez Egipcjan i Palestyńczyków, idei socjalistycznych i pan-arabistycznych, ale również dlatego, że imigranci z Azji byli tańsi oraz łatwiej było ich zwolnić z pracy. Obecnie Azjaci stanowią większość zagranicznej siły roboczej we wszystkich krajach Rady. Choć ich naturalizacja jest zwykle bardzo utrudniona, to, przykładowo, w Bahrajnie władze państwowe dość chętnie nadawały obywatelstwo azjatyckim sunnitom, dążąc do choćby częściowej zmiany sytuacji, w której to mniejszość sunnicka rządzi nad większością szyicką. Taka polityka przyczyniła się również do wybuchu protestów w Manamie.
Fala demokratyzacyjna, która wezbrała w Tunezji i uległa wzmocnieniu w Egipcie, z największym impetem uderzyła w Libię. W wyniku działań zbrojnych Libia przekształciła się w tym roku z kraju, w którym przybysze stanowili ¼ populacji, w kraj, z którego nie tylko imigranci, ale również Libijczycy chcieli jak najszybciej się wydostać. Około miliona osób opuściło Libię od początku trwania konfliktu, w tym większość imigrantów z Egiptu, Nigru, Tunezji i Czadu. W szczególnie trudnej sytuacji znalazły się Egipt i Tunezja, które doświadczyły nie tylko nasilonej migracji powrotnej, ale również napływu uchodźców libijskich na niespotykaną dotąd skalę. Prawie 300 tys. z nich znalazło schronienie w Tunezji i ponad 150 tys. - w Egipcie. W trudnej sytuacji ekonomicznej znalazły się również gospodarki Nigru i Czadu, do których przestały płynąć przekazy pieniężne od emigrantów z Libii, a migracja powrotna tylko podniosła krajowe wskaźniki bezrobocia.
Niespełnione przepowiednie i niepewna przyszłość
Całkowicie nie sprawdziły się prognozy o napływie milionowej fali uchodźców z krajów Afryki Północnej do Europy. Według najnowszych danych Frontexu nielegalna migracja do Unii Europejskiej w okresie od stycznia do października 2011 r. uległa nasileniu w stosunku do tego samego okresu w 2010 r. Mówimy tu jednak o wzroście z ponad 75 tys. nielegalnych przyjazdów w 2010 r. do nieco ponad 110 tys. w 2011 r.
W jaki sposób procesy migracyjne w regionie będą się rozwijać w najbliższych miesiącach? Czy Europie grozi dalszy wzmożony napływ nieudokumentowanych imigrantów z Afryki Północnej i krajów Bliskiego Wschodu? Bardzo wiele będzie zależeć od tego, czy zapoczątkowane projekty demokratyzacyjne zakończą się sukcesem i czy będzie im towarzyszył wzrost gospodarczy. Tylko połączenie demokratyzacji z rozwojem ekonomicznym będzie w stanie zmienić dotychczasowe trendy migracyjne w regionie. Na pierwsze rezultaty będziemy musieli jednak poczekać co najmniej kilka lat.