Nieudany eksperyment wyborczy

W ostatnich wyborach parlamentarnych Polacy przebywający za granicą po raz pierwszy w historii otrzymali prawo do głosowania korespondencyjnego (zob. „BM” nr 31, s. 5). Zainteresowanym konsulowie wysłali 22 144 pakiety wyborcze. Aż co czwarta karta do głosowania przekazana w ten sposób - w sumie 5 704 karty - nie trafiła do urn.

W ponad 3,5 tys. przypadków stało się tak z powodu niedotarcia na czas kopert zwrotnych z kartami do głosowania do obwodowych komisji wyborczych. Niestety, Państwowa Komisja Wyborcza nie posiada danych, które pozwoliłyby ocenić, w jakim zakresie było to spowodowane rezygnacją przez wyborców z odesłania pakietów wyborczych, a w jakim - spóźnieniem przesyłek (co mogło być częste z powodu bardzo krótkiego czasu na ich odesłanie). Pozostałe 2 120 kart nie zostało wrzuconych do urn z powodu błędów formalnych - najczęściej z uwagi na brak oświadczenia o osobistym i tajnym oddaniu głosu (aż 2 090 przypadków), a także, zdecydowanie rzadziej, ze względu na niepodpisanie oświadczenia (26 przypadków), brak koperty na kartę (24) oraz niezaklejoną kopertę (31).

Co ciekawe, wystąpiły znaczące różnice pomiędzy poszczególnymi krajami oraz pomiędzy obwodowymi komisjami wyborczymi w poszczególnych krajach pod względem liczby kart do głosowania nie wrzuconych do urn z powodów formalnych. Mimo tego, że wszyscy wyborcy otrzymali w pakietach wyborczych taką samą instrukcję głosowania. Dla przykładu, we wszystkich komisjach obwodowych  w Irlandii zaledwie trzy karty wyborcze - na 1 565 nadesłanych - nie znalazły się w urnach z powodu błędów formalnych, a więc znikomy ułamek jednego procenta, a tymczasem w Niemczech - 495 na  3 454, czyli aż 14 proc. Ogromne różnice odnotowano w samych Stanach Zjednoczonych: w Waszyngtonie i Los Angeles odsetek ten wyniósł 0 proc., natomiast w trzech komisjach obwodowych w Chicago - bastionie Prawa i Sprawiedliwości - od 30 do 33 proc.

RS

Opublikowano w numerze: 32 / Grudzień 2011 | Kategoria: Migracje w UE i na świecie