(Nie)wielokulturowy Wrocław
Rozgorzała dyskusja wokół kontrowersyjnej tezy dr Julity Makaro, podważającej wielokulturowy charakter Wrocławia. Taki wniosek autorka wyciągnęła z trwających prawie rok pogłębionych badań jakościowych, prowadzonych we Wrocławiu w 2010 r. Na podstawie rozmów z mieszkańcami miasta oraz działaczami środowisk pozarządowych i przedstawicielami władz lokalnych udało jej się stworzyć portret stolicy Dolnego Śląska, ilustrujący panujące w nim nastroje społeczne. A nastroje te, wbrew powszechnym intuicjom, nie są wcale przesycone tolerancją i afirmacją różnorodności.
Wrocław od wielu wieków uznawany był za miasto styku kultur - niemieckiej, austriackiej, czeskiej, żydowskiej i polskiej. Pokłosiem zawiłych procesów historycznych, w jakie miasto było uwikłane przez ostatnich kilkanaście wieków, są widoczne przejawy współwystępowania różnych organizacji mniejszości etnicznych i religijnych. Harmonijna współpraca środowisk zróżnicowanych pod względem kulturowym i religijnym nie przekłada się jednak - zdaniem socjolożki z Wrocławia - na przekonanie mieszkańców miasta o jego realnie wielokulturowym charakterze. Festiwale i imprezy kulturalne - argumentuje dalej Makaro - są przejawem promocji miasta, które chce być postrzegane jako otwarte i zarazem wielokulturowe. Za tym postulatem nie idą jednak żadne konkretne kroki, a chlubna etykietka miasta pogranicza kultur wydaje się być pustym, nic nie znaczącym frazesem. Wrocławianie wyraźnie przeciwstawiają bowiem życie, z jakim stykają się na co dzień, rozpowszechnianej przez władze kreacji medialnej, nie przystającej - ich zdaniem - do rzeczywistości. Co więcej, rzekome przekonanie o pełnej wielokulturowości miasta podzielają tylko nieliczni jego obywatele, zazwyczaj zaangażowani w międzynarodowe projekty. Przeważająca większość wrocławian obraca się w środowisku homogenicznym, a integrację międzyetniczną znają tylko z kampanii społecznych i miejskich bilboardow.
JK