PESEL wiecznie żywy
Zużyto tony papieru i przelano morze atramentu oraz oceany bitów, by potwierdzić, jak niewiele wspólnego z rzeczywistością mają statystyki migracyjne bazujące na bieżących rejestrach ludności, ewidencjonujących ruch naturalny (urodzenia oraz zgony) i wędrówkowy - ten ostatni na podstawie informacji o meldunkach na pobyt stały. Wydawało się oczywiste, że potrzebne są inne źródła danych w tym zakresie. Mamy więc od 2006 r. (ekstrapolowane wstecz do 2004 r.) szacunki mówiące o liczbie emigrantów czasowych, od 2009 r. - szacunki wielkości strumieni migracyjnych, a od niedawna również dane ze spisu ludności z 2011 r. Ich wyniki wydają się bardziej zbieżne z rzeczywistością niż oficjalne statystyki rejestrowe - nie kilkadziesiąt tysięcy a raczej 2 mln Polaków przebywa czasowo za granicą i nie 20 tys. osób rocznie tam wyjeżdża, ale raczej 200 tys. Wszystkie te liczby są jednak „PESEL-em podszyte” i, co gorsze, budzą coraz więcej wątpliwości.
Brakuje oficjalnych dokumentów mówiących szczegółowo o sposobie szacowania liczby stałych mieszkańców Polski (widniejących w rejestrach PESEL jako osoby zameldowane w kraju) przebywających czasowo za granicą. Nie ma informacji bazowej uzasadniającej symboliczną liczbę już 2 mln Polaków przebywających czasowo za granicą. Wiadomo jedynie, że w szacowaniu wykorzystuje się krajowe i zagraniczne źródła danych. Te ostatnie są problematyczne, gdyż dane o polskich imigrantach w krajach docelowych (m.in. na temat długości ich pobytu) są nieporównywalne. Nie uwzględniają one też informacji, czy osoby odnotowywane w zagranicznych badaniach i rejestrach są nadal stale zameldowane w Polsce (kogóż za granicą to interesuje?). Wreszcie, baza szacunku (NSP 2002) jest już dość leciwa. Mimo to, udało się z niebywałą precyzją oszacować liczbę emigrantów czasowych tuż przed przeprowadzeniem spisu ludności w 2011 r. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wyniki NSP 2011 w pewnym stopniu opierały się właśnie na owych szacunkach, nie jest bowiem jasne, skąd wzięła się w spisie informacja o gospodarstwach domowych, których wszyscy członkowie znajdują się za granicą.
Można by próbować zweryfikować tę hipotezę i przyjrzeć się danym mówiącym o szacunku strumienia emigracji i imigracji do Polski, których od polskiej statystyki publicznej od 2009 r. wymaga Eurostat. Można by, gdyby nie fakt, że trudno dowieść, na ile opisują one migracyjną rzeczywistość. Dane te bazują bowiem na informacji z rejestru PESEL - są wielokrotnością rejestrowanej emigracji i imigracji, a stosowany w oszacowaniu mnożnik wynika z porównania statystyk polskich i kilku krajów o względnie dobrych systemach ewidencji ludności (m.in. Szwecji i Niemiec). Tyle że nie można stwierdzić, na ile uprawnione mogą być założenia, że skala niedoszacowania emigracji do Szwecji czy Niemiec jest taka sama w wypadku pozostałych krajów (tu znów informacja mówiąca o sposobie szacowania rocznej liczby emigrantów i imigrantów jest niezwykle skąpa, oficjalnie wręcz niedostępna).
„Demograficzna fikcja”, o jakiej w 1990 r. pisał prof. Mieczysław Kędelski , komentując dane o rejestrowanej emigracji do Niemiec, została zamieniona na „statystyczną improwizację”, w której PESEL nadal gra pierwsze skrzypce. Legendą obrasta już przypadek roku 2006, gdy ponad dwukrotny wzrost liczby wymeldowań brał się z braku jasności, czy dochody uzyskiwane przez Polaków w Wielkiej Brytanii będą ponownie opodatkowane w Polsce. Czy wciąż odkładane (obecnie zapowiadane na 1 stycznia 2016 r.) zniesienie obowiązku meldunkowego położy kres tej improwizacji i zmusi statystyków do zaproponowania bardziej wiarygodnych metod?
MA