Polacy na Wyspach (nie) głosują
Wybory do rad dzielnicowych w Wielkiej Brytanii przeprowadzone
w dniu 22 maja 2014 r. razem z wyborami do Parlamentu Europejskiego wzbudziły niemałe nadzieje i emocje wśród działaczy polonijnych na Wyspach. Pojawiła się szansa, by społeczność polska w Zjednoczonym Królestwie miała swoich lokalnych reprezentantów politycznych, którzy zadbają o jej interesy. Polonijni działacze nazwali polski elektorat, czyli prawie 400 tys. obywateli polskich zamieszkałych w Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej posiadających czynne prawo wyborcze, „potencjalną siłą polityczną”, „siłą, z którą brytyjscy politycy muszą w końcu zacząć się liczyć”. Działacze mieli nadzieję, że wysoka frekwencja w wyborach sprawi, że obywatele polscy na Wyspach będą „podmiotem, a nie przedmiotem” w częstych ostatnio debatach na temat negatywnych skutków masowej imigracji do Wielkiej Brytanii. Liczono też na to, że udział Polaków (jako obywateli Unii Europejskiej przybyłych do Wielkiej Brytanii dzięki akcesji Polski do UE) w wyborach wzmocni pozycję partii proeuropejskich i tym samym osłabi pozycję antyeuropejskiej i antyimigracyjnej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UK Indepedence Party, UKIP). Organizacje pozarządowe, takie jak „Vote! Głosuj” lub „Jesteś u siebie. Zagłosuj!”, czy też „Zjednoczenie Polskie” podjęły zorganizowane działania mające na celu uświadamianie Polaków na Wyspach o przysługującym im prawie głosu i o tym, dlaczego ten głos jest tak ważny. Starały się też przybliżyć rodakom programy polityczne brytyjskich partii. Udział Polonii w wyborach samorządowych okazał się jednak sporym rozczarowaniem. Gazety polonijne na Wyspach oraz polscy kandydaci ubiegający się o mandat radnego i zabiegający o polityczne poparcie rodaków niską frekwencję Polaków uznali za „wielką porażkę”.
Wielkie nadzieje, wielka porażka
Obywatele polscy zamieszkali w Wielkiej Brytanii jako obywatele UE mają prawo do głosowania w wyborach samorządowych. Jednak prawo to nie jest przyznawane automatycznie. By wziąć udział w wyborach lokalnych, należy mieć ukończone 18 lat i zarejestrować się na liście wyborców w lokalnym biurze ds. rejestracji elektoratu poprzez wypełnienie odpowiedniego formularza. Niestety nie dysponujemy ani danymi na temat liczby Polaków w całym Królestwie, którzy zarejestrowali się do udziału w wyborach, ani liczbą tych, którzy skorzystali z prawa głosu. Według badań przeprowadzonych na zlecenie Polish City Club w samym Londynie ponad 100 tys. osób zarejestrowało się do udziału w wyborach, co stanowi ok. 65 proc. Polaków uprawnionych do głosowania w stolicy. Jednak spośród ok. 40 działaczy polonijnych (osób polskiego pochodzenia lub obywateli polskich) startujących w wyborach do rad dzielnicowych w Anglii i Irlandii Północnej tylko jednemu udało się uzyskać mandat i to głównie dzięki głosom Anglików. Na kolejną kadencję została wybrana Joanna Dąbrowska, urodzona w Londynie Brytyjka polskiego pochodzenia zamieszkująca od 40 lat dzielnicę Ealing, gdzie piastuje urząd radnego od 2006 r. z listy konserwatystów.
Elektoratem polskich kandydatów startujących z list wyborczych brytyjskich partii miały być rzesze Polaków zamieszkujące Wyspy. By zmobilizować swoich rodaków do głosowania, polscy kandydaci przygotowali ulotki wyborcze w języku polskim, rozwieszali plakaty w polskich sklepach oraz robili tzw. door-knocking, czyli odwiedzali potencjalnych wyborców w domu i zachęcali ich do głosowania. Niestety, jak sami twierdzą, frekwencja Polaków była dla nich „wielką porażką”. Patryk Maliński pochodzi z Poznania. Do Wielkiej Brytanii przyjechał w 2005 r. Od ukończenia studiów translatorskich na Uniwersytecie w Westminster pracuje jako nauczyciel języka angielskiego. W tegorocznych wyborach do rad dzielnicowych startował z listy konserwatystów w okręgu Feltham West w gminie Hounslow w zachodnim Londynie. Jak twierdzi, w jego okręgu wyborczym zarejestrowało się ok. 50 proc. uprawnionych do głosowania Polaków, tj. ok. 400 osób, lecz tylko mniej niż 100 zagłosowało w dniu wyborów. Maliński zdobył w sumie 818 głosów, w większości od niepolskich wyborców. Był to jednak wynik zbyt niski, by wygrać wybory w tym okręgu.
Dlaczego Polacy nie głosują?
Jak wyjaśnić brak politycznego zaangażowania Polaków na Wyspach i niską frekwencję wyborczą? Na podstawie obserwacji i obcowania autorki niniejszego artykułu z obywatelami polskimi rezydującymi w Zjednoczonym Królestwie można wskazać kilka przyczyn. Po pierwsze, mimo wieloletniego już zamieszkiwania na Wyspach, większość Polaków nadal postrzega swój pobyt jako tymczasowy i czysto ekonomiczny. Nie utożsamiają się z Wielką Brytanią jako krajem swojego stałego zamieszkania, miejscem, którego przyszłość chcą kształtować. Brak większego zaangażowania politycznego Polaków i niska frekwencja wyborcza mogą służyć jako wskaźnik niskiej integracji ze społeczeństwem przyjmującym. Obywatele polscy nie mają poczucia przynależności do kraju przyjmującego, nie czują się w pełni akceptowani w społecznościach lokalnych. Jak podkreśla 37-letni Bartosz mieszkający w Anglii od ośmiu lat i pracujący w jednej z fabryk na południu Anglii: „Przyjechałem tutaj tylko i wyłącznie po to, by pracować, zarobić pieniądze i wrócić do Polski. Naprawdę nie interesują mnie ich problemy. Dlaczego mam się w cokolwiek tutaj angażować, czy powinienem? To przecież nie mój kraj”. Po drugie, polscy emigranci nie mają skrystalizowanych poglądów politycznych. Ich wiedza na temat systemu politycznego i partyjnego Wielkiej Brytanii jest zbyt mała. Nie znają programów brytyjskich partii politycznych. Wielu nie potrafi wymienić z imienia i nazwiska brytyjskich przywódców partyjnych. Należy jednak zauważyć, że na rejestrację w wyborach pozytywnie wpłynęła groźba wyjścia Wielkiej Brytanii z UE oraz potencjalna wygrana UKIP, partii antyeuropejskiej i antyimigranckiej. Możliwość wygrania wyborów samorządowych, do Parlamentu Europejskiego oraz przyszłorocznych wyborów parlamentarnych przez UKIP stanowiła siłę mobilizującą Polaków. Obawa ta zmobilizowała m.in. 35-letniego Mateusza zamieszkałego w Southampton, gdzie pracuje jako księgowy dla jednej z brytyjskich firm. Mimo że zarejestrował się do udziału w wyborach, to nie skorzystał ze swojego prawa głosu. „Miałem pójść na wybory, by UKIP nie wygrał, gdyż tyle się słyszało na temat negatywnego stosunku tej partii do Polaków. Niestety nie wziąłem udziału w wyborach. Dużo pracuję i jakoś nie miałem zbytnio na to czasu” - wyjaśnił swoją postawę nasz rozmówca. Po trzecie, część polskich obywateli na Wyspach cechuje pesymizm i brak obywatelskiej postawy. Obywatele polscy rezydujący w Anglii nie wierzą, że ich głos oddany w wyborach może cokolwiek zmienić. Są bierni politycznie, gdyż sam termin „polityka” czy „wybory” kojarzy im się negatywnie. Po czwarte, polski elektorat jest politycznie rozdrobniony. Polacy na Wyspach mają różne poglądy polityczne i w konsekwencji popierają różne partie. Sam już ten fakt wyklucza możliwość odegrania przez nich większej roli politycznej.
Polski elektorat w oczach brytyjskich polityków
Brak zaangażowania politycznego Polaków na Wyspach ma swoje konsekwencje. Po wstąpieniu Polski do UE brytyjscy politycy zabiegali o polskie głosy dla swoich partii, czego dowodem było m.in. przygotowanie materiałów wyborczych w języku polskim lub organizacja spotkań z Polonią na terenie Wielkiej Brytanii. Obecnie polski elektorat jest traktowany z roku na rok coraz mniej poważnie. Fakt, że tylko jedna piąta uprawnionych Polaków wzięła udział w wyborach na burmistrza Londynu w 2012 r., mówi sam za siebie. Dla porównania - w całym Londynie więcej niż jedna trzecia (39 proc.) uprawnionych do głosowania mieszkańców wzięła udział w wyborach na mera stolicy.
Polacy na Wyspach stanowią liczną grupę imigrancką, są siłą ekonomiczną mającą znaczący wpływ na brytyjską gospodarkę, lecz - jak pokazały lokalne wybory - nie są zorganizowaną siłą polityczną. Zaplanowane na przyszły rok wybory parlamentarne raczej nie zmienią takiego stanu rzeczy, gdyż tylko osoby posiadające brytyjskie obywatelstwo są uprawnione do głosowania. Mimo że coraz większej liczbie Polaków przyznaje się obywatelstwo brytyjskie (w latach 2004-2013 było to łącznie ok. 15,6 tys. osób), liczba ta jest wciąż zbyt mała, by Polacy mogli mieć jakikolwiek wpływ na wynik przyszłorocznych wyborów.
Jak więc zmobilizować Polaków na Wyspach do większego zaangażowania politycznego? Konsekwencja w działaniu i systematyczność wydają się kluczowe. Całoroczne uświadamianie Polaków na Wyspach o ich potencjalnym znaczeniu politycznym w Wielkiej Brytanii, a nie tylko podczas kampanii przedwyborczej na kilka miesięcy przed wyborami, oraz podjęcie działań na rzecz zachęcenia Polaków w Zjednoczonym Królestwie do aktywności społecznej i samoorganizacji mogą przynieść wymierne efekty w następnych wyborach samorządowych. Chociaż, jak twierdzi Patryk Maliński, kandydat na radnego w okręgu Feltham w tegorocznych wyborach do rad dzielnicowych: „Niełatwo będzie jednak wyeliminować przywiezioną z Polski bierność i nieufność do polityki”.