Przedwyborczy czas politycznego szantażu
Maj 2015 r. będzie ważnym miesiącem w Wielkiej Brytanii. Odbędą się wtedy wybory parlamentarne, których wyniki zdecydują, czy David Cameron i rządząca koalicja z konserwatystami na czele utrzyma władzę. Stąd też aktywność premiera w szczególnie kontestowanych przez opozycję, media i środowiska pozarządowe obszarach polityki, m.in. migracyjnej oraz związanej z obecnością Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej.
Premier stara się zrzucić z siebie ciężar krytyki poprzez twierdzenie, że odpowiedzialność za kwestie związane z napływem obywateli Unii Europejskiej (UE) i regulowaniem dostępu do systemu zabezpieczenia społecznego dla nich ponosi nie obecny rząd, ale poprzednie ekipy Partii Pracy razem z Unią Europejską. W zasadzie to głównie UE należy winić za zbytnie rozszczelnienie systemu imigracyjnego Zjednoczonego Królestwa.
Według torysów głównym błędem wynikającym z unijnego ustawodawstwa jest, wielokrotnie już kontestowana przez nich, swoboda przemieszczania się osób. Pociąga ona za sobą konsekwencje m.in. dla systemu opieki społecznej, zdrowotnej czy edukacyjnej. W opinii premiera są to głównie obciążenia dla budżetu państwa. Podnosząc tę tematykę w listopadzie 2014 r. na przemówieniu w Parlamencie Europejskim, Cameron zdecydowanie wpisał się w obawy wielu eurosceptyków, także tych spoza Wielkiej Brytanii, którym nieograniczone prawo do mobilności obywateli UE i tym samym - a może przede wszystkim - dostęp do systemów zabezpieczenia społecznego spędza sen z powiek.
Rozwiązania mające zmniejszyć imigrację obywateli UE na Wyspy rozważane przez konserwatystów to m.in. ograniczenie wydawania niezbędnego do podjęcia pracy w Wielkiej Brytanii numeru ubezpieczenia społecznego (NINo) do 100 tys. rocznie dla obywateli UE oraz ograniczenie możliwości dostępu do zasiłków nie tylko dla bezrobotnych, ale także dla pracujących, ale osiągających niskie dochody. Pojawił się też pomysł, aby obywatele nowych państw członkowskich UE mogli podejmować pracę w innych krajach UE dopiero wtedy, gdy poziom dochodu narodowego ich krajów pochodzenia osiągnie unijną średnią.
Większość tych propozycji ma zasadniczą słabość - stoją w sprzeczności z obowiązującą zasadą swobodnego przepływu osób, a ta - jak zastrzegali szefowie Komisji Europejskiej, Jose Manuel Barosso i jego następca, Jean-Claude Juncker - w żadnym wypadku nie podlega renegocjacji. Jak twierdzą krytycy polityki Camerona (m.in. Migrants’ Rights Network), jest to zamanifestowanie stanowiska na temat migracji oraz funkcjonowania Wielkiej Brytanii w strukturach UE, które nie rozwiązuje żadnego z problemów, a stanowi jedynie retoryczny chwyt premiera zbierającego punkty przed polityczną „godziną zero”. Ten retoryczny chwyt jest jednocześnie całkiem mocnym szantażem politycznym Camerona wobec UE. „Będę negocjował zmniejszenie skali migracji wewnątrzunijnych oraz reformy państwa opiekuńczego (…). Jeśli mi się uda uzyskać zgodę Brukseli na moje postulaty, to poprowadzę kampanię poparcia dla pozostania Wielkiej Brytanii w zreformowanej UE. Jeżeli nasze postulaty nie zostaną uwzględnione, to nie wykluczam żadnego posunięcia” - mówił podczas wystąpienia w Parlamencie UE.
KF