Po zamieszkach w Londynie
W Londynie żyje margines społeczny (znienawidzone słowo przez ludzi, którzy do niego należą, ale nie gorsze, lecz bardziej trafne, niż „biedota”). Brutalnie uogólniając, są oni niewychowani, dorastają w mikrokulturze zaniedbania, przypadkowej i nierównej dyscyplinie oraz miłości bez towarzyszącej jej potrzeby zachowania granic i dobrego zachowania. Tymczasem wyższa kultura, czyli my, porzuciła cnotę i przyjęła etykę obojętności, ubraną w liberalizm. Zrobiliśmy z zasiłków opieki społecznej substytut związków międzyludzkich, z prawa - substytut miłości i ze sterylnych procesów sektora publicznego - ciepłą moralność żyjących społeczności.
D. Kruger, Intifada marginesu społecznego
„Financial Times” z 9 sierpnia 2011 r., http://www.ft.com, za: PAP
Oficjalnie, w mediach i wystąpieniach osób publicznych, tolerancja wobec obcych jest rzeczą świętą. W rzeczywistości ta tolerancja oznacza zamknięcie w gettach, trzymanie na dystans od normalnego, brytyjskiego stylu życia, od społecznego awansu. Życie w tych ponurych blokach i domkach (tych siedzib z tektury nie można nazwać domami) polega na czekaniu na zapomogę socjalną i poszukiwaniu jakiegoś zajęcia. (…) Niezwykle szkodliwy dla rozwoju młodego człowieka system socjalny, zakrawający na system przywilejów za rasową i kulturową odrębność, doprowadził imigrantów do skrajnej demoralizacji i rezygnacji z zawodowych ambicji. Po pierwsze, i tak nie mają szans, po drugie, nie warto się wysilać, wszak państwo ma obowiązek ich utrzymywać. I ma obowiązek tolerować ich wybryki, protesty i rabunki oraz podpalenia, bo głosi wielokulturowość i tolerancję, a jak będą ich źle traktować, to narobią sobie wstydu na cały świat.
K. Grzybowska, To już nie kryzys, to katastrofa,
„Gazeta Polska” z 17 sierpnia 2011 r.
Biali stali się czarnymi. Zapanowała moda na szczególnego rodzaju gwałtowną, destrukcyjną, nihilistyczną kulturę gangsterską. Czarni i biali, chłopcy i dziewczęta posługują się tym samym językiem (jamajskim slangiem) i dlatego tylu z nas czuje, że żyjemy dosłownie w obcym kraju.
D. Starkey, w rozmowie z BBC: http://www.bbc.co.uk/news/uk-14513517
To nie są zamieszki z powodu głodu czy braku chleba. To są rozruchy ułomnych i zdyskwalifikowanych konsumentów. (…) Supermarkety mogą być świątyniami dla członków swojej Kongregacji. Dla tych obłożonych anatemą i odłączonych przez Kościół Konsumentów są natomiast przyczółkami wroga na terenach ich wygnania. Te pilnie strzeżone bastiony zagradzają im dostęp do dóbr, których posiadanie chroni innych od podobnego im losu. (…) Te obwarowane i pilnie strzeżone cytadele pobudowane przez wroga na ich ulicach przypominają tubylcom dzień po dniu o własnej ich niedoli, bylejakości i upokorzeniu. Prowokując swą wyniosłą niedostępnością, zdają się krzyczeć: Ośmiel no się! Spróbuj tylko! Są one wyzwaniem, co tu dużo gadać… Ale do czego?!
Z. Bauman, O zamieszkach londyńskich - konsumeryzm zbiera swoje owoce
„Social Europe Journal” z 9 sierpnia 2011 r., za: www.krytykapolityczna.pl
Więcej: w kolejnym numerze „BM”.