Uchodźcy muzułmańscy nad Wisłą niemile widziani
Po raz pierwszy w najnowszej historii Polski zagadnienie napływu migracyjnego stało się przedmiotem tak burzliwej debaty społecznej i politycznej, która nie tylko podzieliła klasę polityczną, ale często również grupy koleżeńskie, a nawet całe rodziny. Co ciekawe, debata ta nie toczy się wokół napływu, który ma realnie miejsce, lecz takiego, który dopiero potencjalnie może się wydarzyć. Dodatkowo często kompletnie abstrahuje od tematu źródłowego, czyli olbrzymiego kryzysu uchodźczego wywołanego przez trwającą od ponad czterech lat wojnę domową w Syrii, a koncentruje się wokół zagadnień otwartości na obcokrajowców i szeroko pojętą odmienność kulturową, procesów i polityk migracyjnych, i wielu innych tematów okołomigracyjnych. Bardzo ważnym kontekstem, w którym należy ją rozumieć, są głębokie pokłady lęków przed muzułmanami drzemiące w społeczeństwie polskim oraz nadchodzące wybory parlamentarne. Wielu polityków dostrzegło bowiem ogromny potencjał w polityzacji zagadnień uchodźczych dla generowania kapitału politycznego. Kryzys uchodźczy stał się więc dla nich niejako „darem niebios” na wyborczym finiszu, z którego nie sposób nie skorzystać.
Jeśli przed wakacjami o otwarciu na uchodźców chrześcijańskich z Bliskiego Wschodu mówili głośno głównie pracownicy Fundacji Estera, to aktualnie o wyselekcjonowaniu chrześcijan z fali uchodźców z Syrii mówią już najważniejsi politycy w kraju z byłym ministrem sprawiedliwości Jarosławem Gowinem na czele. W tym samym czasie inni straszą napływem terrorystów z Państwa Islamskiego przebranych za uchodźców, wprowadzeniem prawa szariackiego nad Wisłą, zwiększonym ryzykiem zamachów terrorystycznych itp. Uchodźca-imigrant nie jest jednostką o wielowarstwowej strukturze tożsamościowej, ale kimś kto posiada tylko jedną tożsamość: religijną - muzułmańską. Na reakcję społeczną na tego typu głosy nie trzeba było długo czekać. Bardzo szybko przeciwko (zdaniem wielu) nieuchronnej islamizacji Polski zaczęli się mobilizować nie tylko mieszkańcy największych polskich miast, ale również tych mniejszych, takich jak np. Bielsko-Biała. Jednocześnie przed osobami utożsamiającymi wszystkich muzułmanów z obecnymi lub przyszłymi terrorystami otworzyły się łamy największych gazet w kraju oraz studia radiowo-telewizyjne. W bardzo szybkim czasie wzrosła społeczna akceptacja dla postaw otwarcie islamofobicznych.
Grupa uchodźców, którzy przedarli się przez policyjny kordon na szosie pod Budapesztem. Fot. M. Henley. Źródło: UNHCR.
Żeby im się przeciwstawiać, nie wystarczą zapewne wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w tatarskim meczecie w Bohonikach i deklaracje o tym, że Polska jest krajem, który od wieków był domem dla wyznawców wielu religii. Niewiele da również powoływanie się na realia i badania naukowe pokazujące, że zdecydowana większość osób z ponad 1,5-miliardowej populacji wyznawców islamu na świecie to osoby miłujące pokój i wyrzekających się stosowania przemocy (np. Esposito 2008, PRC 2013). Zdaniem 62 proc. Polaków „islam jest religią nietolerancji” i nic ani nikt ich opinii na ten temat nie zmieni. Tylko co piąty Polak badany przez fundację Friedricha Eberta w 2011 r. uznał, że „kultura muzułmańska jest dostosowana do życia w społeczeństwie polskim/europejskim”. Jednocześnie to samo badanie pokazało iż 47 proc. Polaków jest zdania, że „zbyt duża liczba muzułmanów zamieszkuje Polskę”, a 62 proc. uważa, że „postawa muzułmanów jest nazbyt roszczeniowa”. Co istotne, badanie to pokazało również wyraźnie, że stosunek Polaków do islamu i muzułmanów jest zdecydowanie bardziej negatywny niż obywateli Francji czy Niemiec, zamieszkiwanych przez dużo liczniejsze populacje muzułmańskie. Jeśli nawet odmienny kontekst publicznego wyrażania uprzedzeń tłumaczy część z tych różnic (Piekut, Vieten, and Valentine 2014), to z pewnością nie wyjaśnia aż tak daleko idących obaw przed islamem i muzułmanami. Jeszcze inne badanie prowadzone przed rokiem pokazało, że Polacy również znacząco bardziej niż inni Europejczycy przeszacowują liczbę muzułmanów w swoim kraju. Jeśli Niemcy przeszacowują liczbę swoich muzułmanów 3-krotnie, a Francuzi i Brytyjczycy 4-krotnie, to Polacy robią to 50-krotnie. Choć muzułmanie stanowią niecałe 0,1 proc. polskiej populacji, to respondenci nad Wisłą szacowali ich liczbę w 2014 r. na 5 proc. populacji. To przeszacowywanie jest również jednym z symptomów polskich lęków przed muzułmanami i islamem.
Polacy obawiają się muzułmanów przede wszystkim dlatego, że jednoznacznie utożsamiają ich ze światowym terroryzmem i przelewem krwi. Powstanie Państwa Islamskiego w czerwcu ubiegłego roku i jego barbarzyństwo zapewnia dowolną liczbę materiałów na udowodnienie tezy, że islam umiarkowany nie istnieje i że każdy wyznawca tej religii to jeśli nie aktualny, to przyszły terrorysta. Tego typu uproszczony wizerunek islamu i muzułmanów rozpowszechniany jest przede wszystkim przez media, które są dla ludzi podstawowym źródłem informacji na ten temat. W wypadku wiadomości na temat islamu i muzułmanów ich wartość informacyjna jest bezpośrednio związana z sensacyjnością. Materiały, które spełniają ten warunek mają o wiele większą szansę na emisję niż te, które traktują np. o tym, że muzułmanie rozpoczynają lada dzień Święto Ofiarowania. Rezultatem pojawiania się słów „muzułmanin” i „islam” w przekazach medialnych głównie w kontekście zamachów terrorystycznych i rozmaitych kontrowersji wokół islamu (od afery „Szatańskich wersetów” do skandalu wokół duńskich karykatur proroka) jest utwierdzanie widza-czytelnika-słuchacza w przekonaniu, że kontekst terrorystyczno-fundamentalistyczny to środowisko naturalne dla islamu i jego wyznawców. Projekcja islamu przez tego typu zdarzenia ma nie tylko krótkoterminowe konsekwencje w postaci generowania przykładów „mini zderzeń cywilizacyjnych”, ale również skutki długoterminowe. W ten sposób zdarzenia te stają się ważnymi punktami odniesienia w interpretacji islamu i jego wyznawców oraz zyskują funkcję quasi-pomników historycznych w pamięci zbiorowej – są instrumentami, poprzez które utrwala się pamięć społeczna. Bez znaczenia jest tu fakt, że są wyrywkowe, z reguły wydarzyły się poza granicami kraju i nie mają z Polską bezpośredniego związku. Lęki skutecznie pielęgnowane są również w oparciu o czynniki egzogenne lub wręcz wyobrażone.
Badanie CBOS-u z lutego 2015 r. pokazują, że jedynie 12 proc. Polaków zna osobiście jakiegoś muzułmanina lub muzułmankę. W świetle sondażu fundacji Przestrzeń Wspólna oraz Centrum Badań nad Uprzedzeniami przy Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego z sierpnia 2015 r. trochę więcej, bo 20 proc. badanych miało osobisty kontakt z muzułmanami. Te i inne badania jednoznacznie pokazują jednak, iż nasz negatywny stosunek wobec wyznawców islamu powstaje w zdecydowanej mierze w oderwaniu od jakiegokolwiek kontaktu z szeroko pojętym realnym światem muzułmańskim. Ten świat jest wyobrażany natomiast w ścisłym związku ze „zdroworozsądkowymi” opiniami na tematy muzułmańskie rozpowszechnianymi w mediach koncentrujących się na naświetlaniu przejawów fundamentalizmu i integryzmu muzułmańskiego oraz opinii „ekspertów” i zdjęć potwierdzających rzekomą naturalną skłonność muzułmanów do przemocy. Bardzo nieliczne polskie elity muzułmańskie nie mają ani środków, ani możliwości, żeby zdekonstruować liczne mity i półprawdy stanowiące trzon postaw islamofobicznych.
Co ciekawe, część z tych elit w imię obrony swoich własny partykularnych interesów nie tylko nie zwalcza głosów otwarcie ksenofobicznych, ale może wręcz je wzmacniać. W ostatnich tygodniach na przykład liderzy społeczności tatarskiej w Polsce wyjątkowo mocno podkreślają swoją „autochtoniczność” i odmienność od „muzułmanów napływowych”, odcinając się tym samym od głosów antyrasistowskich w ramach kampanii otwartości na uchodźców. Symptomatyczne jest również milczenie kontrolowanego przez Tatarów Muzułmańskiego Związku Religijnego w sprawie potencjalnego napływu uchodźców lub wręcz sugerowanie w mediach, że nie ma wielkiej szansy na ewentualną udaną integrację uchodźców syryjskich w Polsce oraz że naszego kraju nie stać na przyjmowanie uchodźców. Na tego typu wypowiedzi warto patrzeć z perspektywy szerszej rywalizacji pomiędzy coraz mniej znaczącą statystycznie grupą tatarską w ramach polskiej społeczności muzułmańskiej oraz konwertytami i grupami napływowymi (Pędziwiatr 2011). Tu warto też zauważyć, iż tego typu dyskurs jest dość niebezpieczny również dla samych Tatarów, bo jak pokazała niedawna historia z dewastacją meczetu w Kruszynianach dla islamofoba-wandala to, czy meczet jest tatarski, czy imigrancki jest całkowicie obojętne.
Żródła:
Esposito J., Mogahed D. (2008). Who Speaks For Islam? What a Billion Muslims Really Think. New York: Gallup Press
Pędziwiatr K. (2011) The Established and Newcomers in Islam in Poland or the Inter-
-Group Relations within the Polish Muslim Community, w: K. Górak-Sosnowska (red.), Muslims in Poland and Eastern Europe. Widening the European Discourse on Islam s. 169-
-182). Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego.
Piekut A., Vieten U., Valentine G. (2014). Seeking the New Normal‟? Troubled Spaces of Encountering Visible Differences in Warsaw. „Polish Sociological Review”, tom 188, nr 4: 541-558.
Pew Research Centre (2013). The World’s Muslims: Religion, Politics and Society. Raport badawczy dostępny na stronie internetowej: http://www.pewforum.org/2013/04/30/the-worlds-muslims-religion-politics-....