Relokacja uchodźców pod znakiem zapytania

Czy, kiedy i ilu cudzoziemców ubiegających się o ochronę międzynarodową zostanie relokowanych do Polski z Włoch i Grecji? Na razie w tej sprawie nie wiadomo nic pewnego.

Rząd PO-PSL we wrześniu 2015 r. zgodził się na przyjęcie 5 082 cudzoziemców w ramach relokacji (decyzja nie była przedmiotem wspólnych uzgodnień koalicyjnych). Nowy rząd zapowiedział, że będzie wywiązywał się z podjętych wcześniej zobowiązań. Jednak po zamachach w Belgii w marcu 2016 r. premier Beata Szydło dość kategorycznie stwierdziła: „nie widzę możliwości, aby w tej chwili [wyróżnienie - red.] do Polski przyjechali imigranci”. Na podstawie tej wypowiedzi trudno ocenić, na jak długo relokacja miałaby zostać wstrzymana, tym bardziej, że Rada Ministrów nie podjęła żadnych nowych decyzji po tej wypowiedzi.

Jeszcze przed zamachami w Brukseli MSWiA przygotowało projekt rozporządzenia, według którego w 2016 r. do Polski miałoby być relokowanych do 400 cudzoziemców starających się o ochronę. Oznaczałoby to, że w 2017 r. musiałoby zostać przyjętych prawie 4,7 tys. osób, gdyby Polska chciała przyjąć całą zadeklarowaną przez poprzedni rząd kwotę uchodźców. Rozporządzenie do dzisiaj nie zostało przyjęte. Tymczasem minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak poinformował, że dotychczas Polska nie zdecydowała się na przyjęcie żadnego uchodźcy, ponieważ nie udało się potwierdzić tożsamości ani jednego z nich, a tym samym nie udało się uzyskać „całkowitej gwarancji bezpieczeństwa” (więcej w odpowiedzi MSWiA). Jeszcze pięć innych krajów UE/EOG - m.in. Austria i Słowacja - nie sprowadziły ani jednego uchodźcy w ramach relokacji (a wiele innych tylko symboliczne ich liczby). Jak wynika z komunikatu Komisji Europejskiej z połowy czerwca br., w sumie z Grecji i Włoch do innych krajów członkowskich UE/EOG udało się relokować zaledwie ok. 2 tys. cudzoziemców, czyli ok. 2 proc. planowanej liczby.

Rząd nie zajmuje jednoznacznego stanowiska w kwestii relokacji. Z jednej strony, deklaruje realizację zobowiązań podjętych przez poprzedników i nawet podejmuje działania związane z relokacją, np. wysyła oficerów łącznikowych Straży Granicznej do Włoch i Grecji. Z drugiej, reprezentanci rządu twierdzą, że relokacja nie może dojść do skutku m.in. z powodu niewłaściwego działania hot spotów w ww. krajach. Do tego dochodzą nieartykułowane wprost dylematy polityczne. Instytucje unijne oczekują od Polski stosowania się do decyzji podejmowanych na poziomie UE, ale większość Polaków jest przeciwna relokacji (63 proc. ogółem i 76 proc. elektoratu PiS - według badania CBOS z maja br.). Gdyby rząd zdecydował się na sprowadzanie cudzoziemców, mógłby stracić część wyborców, którzy swoje poparcie mogliby przenieść na bardziej antyimigranckie w swej retoryce ugrupowania, jak np. Ruch Narodowy czy Kukiz’15. To drugie prowadzi obecnie akcję zbierania podpisów w sprawie referendum o przyjmowaniu uchodźców.

Tymczasem na poziomie UE dyskutowana jest zasadnicza reforma polityki azylowej, której głównym celem ma być wprowadzenie obowiązkowego mechanizmu relokacji - stałego lub uruchamianego w sytuacjach kryzysowych. Gdyby presja migracyjna na Europę nie uległa osłabieniu, oznaczałoby to, że Polska musiałaby przyjmować nie kilka, ale nawet ponad 100 tys. migrantów rocznie (ok. 7 proc.). Rząd polski - podobnie jak rządy pozostałych krajów Grupy Wyszehradzkiej i nie tylko - wyraził stanowczy sprzeciw wobec planowanej zmiany prawa uchodźczego. Czy stanowisko krajów Europy Środkowej i Wschodniej zmieni się pod wpływem zapowiadanych przez Komisję Europejską wysokich kar pieniężnych w wysokości 250 tys. euro za jednego nieprzyjętego cudzoziemca?    

  RS

Opublikowano w numerze: 54 / Czerwiec 2016 | Kategoria: Artykuły