Brexit - czyli wyjście nie po angielsku
Referendum dotyczące przyszłości Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, czyli w sprawie tzw. Brexitu, odbyło się 23 czerwca 2016 r. i pokazało, że większość głosujących (51,89 proc.) opowiedziała się za opuszczeniem wspólnoty. Brexit stał się faktem, tak samo jak to, że najczęściej wyszukiwaną frazą w wyszukiwarce Google w pierwszych godzinach po ogłoszeniu wyników referendum było „co oznacza Brexit dla Wielkiej Brytanii?”.
Jednym z głównych argumentów w kampanii przedreferendalnej wysuwanym przez komitet „Głosuj za wyjściem z UE” (Vote Leave, w skład którego wchodzili zarówno członkowie Partii Konserwatywnej, UKIP, jak i niektórzy członkowie Partii Pracy oraz przedstawiciele biznesu) był brak kontroli nad zbyt dużą - według komitetu - imigracją i przekonanie jakoby Brexit oznaczał jej ograniczenie. Badania brytyjskiej opinii publicznej (British Social Attitude Survey) jednoznacznie wskazywały, że trzy czwarte Brytyjczyków sądzi, że imigracja powinna zostać ograniczona, w tym imigracja obywateli UE.
To, czego chce przeciętny Brytyjczyk, niekoniecznie jest tożsame z tym, czego oczekuje sektor ochrony zdrowia, usług turystycznych czy rolnictwa. I tak, w ostatnim czasie m.in. producenci warzyw i owoców wyrażali poważne obawy o swoją przyszłość, ostrzegając, że koniec swobody mobilności może oznaczać koniec brytyjskich warzyw i owoców na sklepowych półkach. Paradoksalnie, regiony o dużym zapotrzebowaniu na pracowników sezonowych wyróżniły się szczególnie wysokim odsetkiem głosów za wyjściem z UE. Należy tu przypomnieć, że rządowy program rekrutacji pracowników sezonowych w rolnictwie, który działał od roku 1948, zaczął być wygaszany w 2004 r., aż został ostatecznie zlikwidowany w 2013 r., bez intencji jego wznowienia. Pracownicy z nowych krajów członkowskich UE w większości wypełnili zapotrzebowanie na pracowników w tym sektorze. W obecnej sytuacji może okazać się konieczne wznowienie tych umów i rekrutacja pracowników z zagranicy.
Krótko po ogłoszeniu wyników referendum prasa zaczęła donosić o różnych antypolskich incydentach. Na drzwiach siedziby Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego pojawiło się graffiti w wulgarnych słowach wzywające Polaków do opuszczenia Wielkiej Brytanii. Pojawiły się też doniesienia o innych ksenofobicznych incydentach, np. ulotkach obrażających Polaków rozprowadzanych w hrabstwie Cambridge, czy werbalnych, a czasem nawet fizycznych atakach na polskich imigrantów w miejscach publicznych.
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że ujawnione przez dziennik „The Guardian” e-maile pracowników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (Home Office) oraz Ministerstwa Pracy i Zabezpieczenia Społecznego (Department of Work and Pensions) wskazują, że obecna premier Theresa May, gdy kierowała jeszcze Home Office, wpływała na treść przedreferendalnego raportu rządowego dotyczącego skutków rozszerzenia UE dla Wielkiej Brytanii, usunęła fragmenty, z którymi się nie zgadzała. Dotyczyły one np. tego, że imigranci więcej wpłacili do budżetu w podatkach, niż zyskali dzięki pobieranym świadczeniom socjalnym, co podważało ulubiony argument konserwatystów o tzw. turystyce socjalnej (benefit toursim). Theresa May nie skomentowała sprawy, choć jest to już kolejny zarzut manipulowania informacjami wobec niej.
KF