Chocolate City w China Town
O obecności chińskich imigrantów w Afryce pisano wielokrotnie. W jednej z najlepszych książek 2014 r. (według „The Economist”, „The Guardian” i „Foregin Affairs”), a mianowicie książce pt. „China’s Second Continent” Howard W. French wskazuje na wyjątkową zbieżność w czasie dwóch wydarzeń - otwarcia się gospodarki chińskiej w latach 1970. i przeorientowania jej na tory kapitalistycznego rozwoju oraz otwarcia się krajów afrykańskich - coraz bardziej niezależnych od postkolonialnych zależności - na ludzi i inwestycje z zagranicy. W rezultacie doszło do powstania azjatycko-afrykańskiej więzi. Jej powstaniu sprzyjało zaangażowanie Zachodu w zimnowojenny konflikt.
Pomimo wyraźnej asymetrii - to Chińczycy masowo osiedlali się w wielu państwach afrykańskich, głównie, by prowadzić tam interesy - coraz bardziej widoczna staje się obecność imigrantów z Afryki w Chinach. Według danych spisowych z 2011 r., które Chińczycy publikują w nader skąpym zakresie, kraj ten zamieszkuje zaledwie 600 tys. cudzoziemców, z czego ok. 30 proc. stanowią obywatele krajów Ameryki Łacińskiej, Bliskiego Wschodu, Afryki, Rosji i kilku mniejszych państw azjatyckich. Warto podkreślić jednak, że aż połowa z nich mieszka w jednym tylko regionie - leżącej na południowym wybrzeżu prowincji Guangdong. Jej stolica, Kanton (Guangzhou) jest niezwykle prężnie rozwijającym się ośrodkiem przemysłu i handlu i w związku z tym stanowi mekkę imigrantów (por. „BM” nr 50, s. 10). Bazując na oficjalnych danych spisowych i własnych szacunkach, prowadzący tam badania Robert Castillo ocenia, że formalnie Kanton zamieszkuje co najwyżej kilkanaście tysięcy Afrykańczyków, głównie z Nigerii. Choć jeśli zamówilibyśmy kurs taksówką do Chocolate City (półoficjalne określenie jednej z dzielnic Kantonu), gdzie funkcjonuje potężna hala targowa Canaan pełna ciemnoskórych kupców, moglibyśmy odnieść wrażenie, że Afrykańczyków w mieście jest znacznie więcej. I byłaby to zapewne prawda - ocenia się, że w związku z ogromnymi trudnościami w zdobyciu odpowiednich zezwoleń pobytowych, większość imigrantów przebywa w Chinach nielegalnie (najczęściej po wygaśnięciu wizy lub z wizą niezgodną z rzeczywistym celem pobytu) lub jest w ciągłej podróży między Chinami a krajem pochodzenia i zatrzymuje się w każdym z tych miejsc na kilka tygodni. Potwierdzeniem ostatniego przypuszczenia jest ustanowienie w 2008 r. bezpośredniego połączenia lotniczego między Guangzhou i Nairobi.
Badania wskazują, że migracje z Afryki do Chin ulegną dalszej intensyfikacji. Możliwe, że na znaczeniu zyskają inne prowincje, w których polityka imigracyjna nie jest aż tak rygorystyczna jak w Kantonie - dużo mniejsze Yiwu, leżące w innej południowej prowincji, Zhejiang, zamieszkuje populacja Afrykańczyków, której wielkość szacuje się na ok. 30 tys. Hipotezę tę umacnia fakt, iż rozwijająca się gospodarka Chin od lat zderza się z problemem depopulacji kraju, a kraje Afryki wciąż notują rekordowy przyrost naturalny. O ile więc to ekonomia była powodem chińskiej „inwazji” na kontynent afrykański na przełomie XX i XXI w., o tyle w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat orężem Afrykańczyków może stać się bezlitosna demografia.
MA
Źródła: www.newyorker.com , china-africa.ssrc.org/, Liang Yucheng (2014). The causal mechanism of migration behaviors of African immigrants in Guangzhou: from the perspective of cumulative causation theory, „The Journal of Chinese Sociology” 1(2), demographymatters.blogspot.com.